Logo
Pogoda

18°C

  • sgps
  • e-puap
  • bip
  • Kontrast 1
  • Kontrast 2
  • Kontrast 3
  • Kontrast 4
Tłumacz

Tłumacz

STRZYŻÓW POGODA

Gwoźnica Górna

wydrukuj

Legenda o miejscu straceń na Piaskach

W Gwoźnicy Górnej na skrzyżowaniu dróg łączących Gwoźnicę, Kąty Luteckie i Gwoźnickie, lasy domaradzkie oraz drogę prowadzącą do szosy głównej (niegdysiejszy „trakt węgierski"), leży miejsce zwane Piaskami, z którym okoliczni mieszkańcy wiążą mroczną legendę. Jedno z podań ludowych głosi, iż we wsi żył pewien chłop, o którym mówili, że „zachodził się z Żydami", bo często jeździł z nimi po towar do pobliskiego sklepu i karczmy. Człowiek ten pewnego razu wybrał się na zakupy, a widząc bogactwo jadącego z nim Żyda napadł go w drodze i odebrał wszystkie pieniądze. Przerażony Żyd błagał o darowanie życia i puszczenie wolno, jednak zły człowiek w obawie przed wydaniem nie zgodził się na to. Wtedy ofiara powiedziała: „Ja cię nie wydam, ale cię kogut na podwórku wyda i wypieje". Nie pomny na przekleństwo, chłop z zimną krwią zabił nieboraka i ukrył jego ciało. W niedługi czas po morderstwie zbrodniarz wzbogacił się i ożenił z nieświadomą jego przeszłości kobietą. Żyli dostatnio i szczęśliwie, jedynie co prostą kobietę niepokoiło, to to, że zawsze kiedy pieje kogut jej mąż się dziwnie zachowuje i głośno śmieje. Długo żona nalegała, aby poślubiony wyjawił jej, dlaczego bawi go pianie kura. Gospodarz nie chciał się za bardzo zgodzić, ale w końcu zdradził żonie swój mroczny sekret. Sporo czasu męczyło kobietę sumienie, że ma męża zabójcę, który nie żałuje swoich czynów. W końcu poszła do koleżanki i opowiedziała jej wszystko, a ta zawiadomiła policję. Tak oto przez koguta wydała się zbrodnia dokonana na Żydzie. Mordercę aresztowano i skazano na  śmierć. A wyrok wykonano na miejscu, gdzie dokonało się morderstwo - na Piaskach.

Druga wersja podania mówi, że w dawnych czasach pani z pobliskiego dworu posłała pracownika do wsi, aby zakupił u chłopów dwa woły do pracy w polu. Sługa, niewiele myśląc, udał się do karczmy, by tam zasięgnąć języka o tym, gdzie w okolicy można kupić bydło. Jak łatwo się domyślić, nie skończyło się tylko na wypytywaniu, bo służący namawiany przez chłopów w końcu z nimi usiadł i zaczął pić trunki. Podczas popijawy jeden z wieśniaków zaoferował wysłannikowi dworskiemu pomoc przy pozyskaniu zwierząt, twierdząc, że zna miejsce ich sprzedaży i chętnie mu je pokaże. Wszelako zaczęło się już ściemniać, dlatego „uczynny" gospodarz przekonał także pijanego sługę, by ten przeczekał u niego do rana. Gdy byli już w chacie chłopa, ten zamordował pracownika dworskiego, zagrabił jego pieniądze, a ciało wrzucił do pobliskiego stawu, gdzie ludzie moczyli konopie. Męczyło zbrodniarza jednak to, że mieszkańcy wsi mogą odkryć jego niecny uczynek, dlatego na drugi dzień po kryjomu wyciągnął zwłoki z wody i gdzieś zakopał. Tymczasem w dworze zaczęto poszukiwać zaginionego służącego, a jako że ludziska widzieli, z kim sługa z gospody wychodził, tropiący szybko trafili do chałupy „uczynnego" gospodarza. Jak można było się domyślić, wieśniak nie przyznawał się do niczego, a jednak z biegiem czasu dopadła go zasłużona kara. Wieść wiejska niesie, że ludzie z dworu upewnili się o zbrodni chłopa,  bo zachowywał się on tak jak niemogąca zaznać spokoju dusza, dręczona wizjami popełnionego czynu. O winie świadczyć miało to, że gospodarz nocami nie spał, błąkał się i pisał coś po szybie. Inni powiadają, że wydała go własna żona. Wszelako po aresztowaniu chłop przyznał się do zabójstwa i wskazał miejsce, gdzie ukrył ciało. Zbrodniarza skazano na śmierć i ścięto na Piaskach. Długie lata ludzie ze wsi omijali szerokim łukiem „ziemię straceń". Najstarsi w wiosce powiadają, że na Piaskach ludzi chwyta błąd - przechodzący gubią się na kilka godzin, nie mogąc odnaleźć właściwej drogi. Niektórzy mówią, że to sprawka potępionych straceńców. Toteż do dzisiaj większość przechodzących tamtędy ludzi żegna się znakiem krzyża świętego.

Legenda o dzwonie z lasu Rokitne

Gwoźnickie podanie mówi, że w lesie Rokitne były okropne mokradła, a ludzie idący do kościoła na msze musieli przez nie przechodzić. Razu pewnego ktoś rozzłoszczony bagnistym szlakiem, miał przekląć leżącą w puszczy świątynię słowami: „żeby ten kościół diabeł porwał". Jak to często bywa, przekleństwo wypowiadane w złości krzywdę przynosi. Tak i tym razem się stało - kościół się zapadł. Okoliczni mieszkańcy mówili, że w późniejszy czas jakaś wiejska dziewczyna poszła w rejony dawnego kościoła ścinać trawę. Kiedy żęła, zauważyła wśród gęstego zielska sznur. Pomimo wielu prób sama nie dała rady go wyciągnąć. Wezwani do pomocy mężczyźni ze wsi, siląc się i pocąc w końcu wyciągnęli sznur z przywiązanym do niego dzwonem. Według legendy dzwon ten do dnia dzisiejszego znajduje się w kościele w Domaradzu. Dzwon nosi nazwę Jan i podobno, gdy człowiek się wsłucha w jego dźwięk, usłyszy jak wygrywa melodię: „świnia mnie wygrzebała, dziewka mnie umyła, a na imię mi Jan... Jan... Jan..."

Legenda o diable z lasu Rokitne

Z kolei w okolicach Domaradza krąży inna legenda lasu rosnącego na pograniczu z Gwoźnicą. Dawno, dawno temu za czasów, kiedy całe okolice porośnięte były drzewami, w gęstwinie zwanej przez chłopów Rokitne, na stromym wzgórzu, pewien szlachcic, skazany na wygnanie z ojczyzny, zbudował sobie obronny dwór. Ludność zwała go „diabłem Rokitą" z racji łotrowskiego życia, jakie prowadził. Według podań ludowych banita nie był zwykłym rozbójnikiem, bo rabował bogatych kupców przejeżdżających kniejami Rokitnymi do Domaradza, ale skradzionymi klejnotami i towarami obdarowywał biednych chłopów. Nic zatem dziwnego, że po jakimś czasie grupa wieśniaków zwabiona łatwym zyskiem, przystąpiła do niego i już nie sam szlachcic ale wespół z kompanami siał postrach w całej okolicy. Pewnie długie lata banda wiodłaby zbójecki żywot, gdyby nie to, że razu pewnego w puszczy zostali podstępnie napadnięci przez Tatarów, a podczas zaciekłej walki zabito szlachcica i jego kamratów. Tak oto przyszedł kres panowania diabła Rokity w lesie.

Legenda o „kościelisku"

W Gwoźnicy krąży również podanie, które łączy w sobie elementy legendy o dzwonie i o rozbójniku z kniei. W lesie Rokitnem, przy dworze, w którym mieszkał szlachcic-banita zwany diabłem Rokitą, wybudowana była niewielka świątynia. Z obawy przed szlachcicem i jego kompanami, którzy napadali na wędrowców w lesie, nikt z okolicznych wiosek nie zapuszczał się na nabożeństwa do tego kościoła. Zatem msze odprawiał samotnie ksiądz, bo w głowach osiadłych obok świątyni zbójców nie było miejsca na modlitwy. Z biegiem czasu opuszczony kościół zapadł się. Starsi ludzie mówili, że jakiś czas po tym, zawsze w niedzielę nad ranem - jeszcze „po rosie" dalej niósł się przytłumiony odgłos dzwonienia, a wydobywał się on jakoby spod ziemi. Podobno to dzwony zwoływały wiernych na modlitwę do zawalonego kościoła. Dlatego miejsce dawnej świątyni w lesie zaczęto nazywać „kościeliskiem". W końcu, dla oczyszczenia win, okoliczna ludność postanowiła wydobyć zapadłe dzwony. Nadludzkim wysiłkiem wygrzebano je i przewieziono do najbliższego kościoła, w którym ponoć służą do dnia dzisiejszego.
 

Opracowanie K. Jaworek na podstawie:

1.      J. Rudny: Niebylec i okolice. Krosno 1997,

2.      A. Myszka: Toponimia powiatu strzyżowskiego. Rzeszów 2006,

3.      Strona internetowa:  http://www.domaradz.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=47&Itemid=83,

4.      Strona internetowa: http://epodkarpacie.com.