Logo
Pogoda

18°C

  • sgps
  • e-puap
  • bip
  • Kontrast 1
  • Kontrast 2
  • Kontrast 3
  • Kontrast 4
Tłumacz

Tłumacz

STRZYŻÓW POGODA

Sławomir Kołodziej

wydrukuj
Sławomir Kołodziej

Sławomir Kołodziej urodził się 23 maja 1990 r. w Rzeszowie. Kawaler. Mieszkaniec Babicy. Posiada wykształcenie średnie techniczne. Aktualnie (2011 r.) studiuje na II roku w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie na kierunku Dziennikarstwo i Komunikacja Społeczna o specjalizacji grafika komputerowa w mediach. Od najmłodszych lat pasjonuje się rajdami samochodowymi. W 2008 r. po raz pierwszy wziął udział w rajdach amatorskich. Wraz z kierowcą Marcinem Rozborskim z Czudca w 2010 r. zdobyli tytuły Wicemistrza Okręgu Rzeszowskiego oraz Strefy Wschodniej w klasie 2. W sierpniu 2011 r. zadebiutował w rajdzie zaliczanym do Rajdowego Pucharu Polski - Rajdzie Rzeszowskim.

„Czterdzieści, cztery lewy, za szczytem dziesięć, pięć prawy zacisk długi, do cztery plus przyciąć wyjście, do cztery minus lewy, 4 plus prawy nie przycinać" - to monolog pilota, który mamy okazję usłyszeć podczas oglądania on-boardów. Tej trudnej sztuki pilotowania samochodu rajdowego podjął się z wielką przyjemnością mieszkaniec Babicy Pan Sławomir Kołodziej, z którym rozmawiamy na temat jego pasji samochodowej i wyścigów rajdowych.

Redakcja: Te słowa, które wypowiada Pan podczas rajdów często brzmią jak zupełnie inny, nieznany nam język. Czy trudno było się Panu nauczyć pilotowania samochodu rajdowego i czy te słowa wypowiadane w czasie jazdy coś naprawdę znaczą?

S.K. - Tak naprawdę w zrozumieniu tego specyficznego języka pomogły mi gry komputerowe o charakterze rajdowym. To w nich po raz pierwszy słyszałem komendy, które podaje pilot podczas jazdy. Grając przez jakiś czas, zacząłem rozumieć, w jakich sytuacjach i jakie słowa są potrzebne. Liczby, przeważnie od 1- 6, oznaczają stopień trudności zakrętu z ewentualnymi komendami pomocniczymi typu "ciąć"  lub "szczytem",  a liczby 100, 200 itd. to odległości pomiędzy kolejnymi zakrętami. Nie da się szybko przejechać odcinka specjalnego bez dobrego opisu. Trasy mają po kilkanaście kilometrów, więc nie ma możliwości zapamiętania jej całej - w przeciwieństwie do wyścigów na torach, gdzie zazwyczaj jest tylko kilka zakrętów. Dlatego piloci w rajdach samochodowych są niezbędni i razem z kierowcą tworzą zgraną załogę.

Redakcja: Zacznijmy jednak od początku. W jaki sposób zainteresował się Pan rajdami?

S.K. - Moja przygoda z rajdami samochodowymi zaczęła się w sierpniu 2002 roku, gdy miałem 12 lat. Wtedy to po raz pierwszy miałem okazję oglądać domowy Rajd Rzeszowski, który to rozgrywał się w pobliskiej Lubeni. Pamiętam, że mi się to spodobało. Rok później, gdybyłem na tym rajdzie ponownie, już wiedziałem więcej o tym sporcie. Dużo czytałem, oglądałem, rozmawiałem. No i "choroba" zwana rajdami dosięgła mnie całkowicie.

Redakcja: Pierwsze próby poczynił Pan podobno na symulatorach jazdy. Czy to prawda, że jest Pan Wicemistrzem Polski w rajdach wirtualnych?

S.K. - Tak, to prawda. Parę lat temu na rynku pojawiła się gra Richard Burns Rally, która wiernie odwzorowuje zachowanie się prawdziwego samochodu rajdowego. Aby czerpać radość z jazdy i dobrze czuć samochód, musiałem kupić odpowiednią kierownicę do PC. Potem zacząłem treningi i w końcu przystąpiłem do rywalizacji z innymi graczami poprzez Internet. Powstały specjalne rozgrywki opatrzone rangą Mistrzostw Polski,  w których w 2009 i 2010 roku zdobyłem tytuły Wicemistrza Polski w klasie N4. Aktualnie dalej uczestniczę w tych rozgrywkach, ponieważ atmosfera wśród zawodników jest świetna,  a poprzez wirtualną jazdę można choć trochę poczuć emocje towarzyszące realnym rajdom.

Redakcja: Jak zaczęła się Pana przygoda ze sportem samochodowym. Kiedy zetknął się Pan z prawdziwą rywalizacją? Wiem, że najpierw jeździł Pan w wyścigach amatorskich tzw. KJS. 

S.K. - Tak, to prawda. Na początku dużo jeździłem jako kibic, oglądając wiele imprez samochodowych różnej rangi. Widząc jednak wielu znajomych, którzy jeżdżą w KJS'ach, pomyślałem - "a może by tak spróbować?". Pierwszego KJS'a (KJS - Konkursowa Jazda Samochodem - czyli rajdy amatorskie dla wszystkich kierowców) udało się przejechać w 2008 roku w Mielcu ze znajomym Piotrkiem Wróblem. Był to okazjonalny start, żeby zobaczyć "jak to jest". No i było bardzo ciekawie, jednak brak odpowiedniego samochodu, który by pozwolił na walkę z innymi kierowcami spowodował, że był to tylko jedyny nasz start. Przełom miał miejsce rok później na wiosnę. Wtedy to Marcin Rozborski z Czudca kupił przygotowanego do sportu rajdowego Fiata Seicento. Wkręciłem się do niego „na prawy fotel" i rozpoczęliśmy walkę z innymi zawodnikami.

Redakcja: Jak wyglądały Wasze pierwsze starty? Jakieś sukcesy?

S.K. - Pierwsze starty to nauka samochodu i szybkiej jazdy. Nic nie przychodzi od razu, więc trzeba było najpierw dużo pojeździć, aby były wyniki. Pierwszy sukces odnieśliśmy w 21. Rajdzie Podkarpackim odbywającym się w Krośnie, gdzie zdobyliśmy 2. miejsce w klasie 2 (klasy są podzielone wg pojemności silnika). Rok 2009 był bardzo potrzebny, aby dobrze się zgrać jako załoga. Rok później razem z Marcinem rozpoczęliśmy starty w pełnym sezonie KJS. Przyszły też pierwsze sukcesy - kilka razy stawaliśmy na podium, w tym trzy razy na najwyższym stopniu. Sezon zakończyliśmy podczas podsumowania sezonu Okręgu Rzeszowskiego PZM, gdzie odebraliśmy nagrody za Wicemistrzostwo Okręgu w klasie 2, przy "okazji" zdobywając również ten sam tytuł w Strefie Wschodniej. Zdecydowanie były to piękne chwile dla nas obu.

Redakcja: Czy to prawda, że w KJS bierze także udział Pańska siostra Monika?

S.K. - Tak. W obecnym roku wraz z Pawłem Krawczykiem startuje jako pilot w eliminacjach Mistrzostw Okręgu Rzeszowskiego Fiatem Cinquecento Sporting, znanym jako „pikaczento". Tak się więc złożyło, że Monika jest teraz moim bezpośrednim rywalem podczas każdej imprezy. A to dodatkowo motywuje mnie do lepszego przygotowania się na każde zawody. Siostra ma już na swoim koncie pewne sukcesy, a że sezon się jeszcze nie skończył nadal będziemy walczyć o najwyższe lokaty.

Redakcja: Kto w takim razie kogo zaraził, Pan ją czy to siostra wprowadziła Pana w magię sportów samochodowych?

S.K. - Wszystko zaczęło się ode mnie. Na początku po prostu dzieliłem się z nią moimi wrażeniami z różnych imprez rajdowych, trochę "zmuszałem" do oglądania filmów, zdjęć itp. o charakterze rajdowym, aż w końcu namówiłem ją, aby podczas Rajdu Rzeszowskiego w 2006 roku wybrała się do pobliskiej Lubeni pooglądać rozsławiony „watersplash". Pojechała i „została na dłużej". Emocje związane z oglądaniem rajdówek, to oczekiwanie, gdy słychać już ryk silnika bardzo jej się udzieliły. Podekscytowana wróciła do domu i zakomunikowała mi, że ona też chce jeździć w rajdach. Tak jak w moim przypadku, jeden rajd wystarczył, aby choroba zwana "rajdami" zaczęła się intensywnie rozwijać. Wówczas pokazywałem jej różne rajdowe filmiki, które wprowadzały ją w rajdowy klimat. Uczyłem także rajdowych zagadnień, o których sam czytałem. W jednej z książek zobaczyła fotografię Tomasza Kuchara i powiedziała mi, że „on jest chyba fajny". Wtedy poprosiła mnie o to, bym pokazywał jej artykuły, zdjęcia i filmiki związane z tym kierowcą i tak została jego wierną fanką. Obecnie jej dopingowym „narzędziem" jest flaga z napisem „Kuchar GO!", na której to znajdują się już autografy Tomka i jego pilota. Z czasem zacząłem jej opowiadać o amatorskich KJS, w których zacząłem pilotować. Kilka razy wybrała się też na taki rajd i przyglądając się tym zmaganiom, zrozumiała, że to jest to, co chce robić w życiu. Z niecierpliwością więc czekała, by skończyć upragnione 17 lat, które jest przepustką do kariery „na prawym". Oczywiście towarzyszyła jej pewna obawa, czy da sobie radę, ale ja ją cały czas wspierałem i jej strach pomału zaczął topnieć. Pierwszą rajdową imprezą, w której miała okazję wziąć udział, był rozgrywany w Rzeszowie Rajd Św. Krzysztofa. W tym rajdzie wystartowałem okazjonalnie jako kierownica moim żółtym punciakiem i wziąłem siostrę na prawy fotel. Nasz start, mimo iż krótki, dostarczył nam wielu pozytywnych emocji, po których siostra chciała już tylko więcej i więcej. Wówczas nawet nie sądziłem, że rajdy w przyszłości pochłoną w całości również i Monikę. Pierwszego swojego KJS -a przejechała z kobietą Dagmarą Lippa podczas X Jasielskiego Rajdu Niepodległości 2010. Obecnie w pełnym sezonie KJS startuje jako pilot wraz z kierowcą Pawłem Krawczykiem na Fiacie CC. W tym roku miała też możliwość udziału w 20. Rajdzie Rzeszowskim jako samochód organizatora, czyli tzw. zero rezerwowe (0R). Jej zadaniem było sprawdzenie, czy z zawodnikami, którzy z różnych przyczyn pozostali na trasie jest wszystko ok. W nadchodzącym roku czeka ją jednak inny sprawdzian - matura, więc plany rajdowe muszą poczekać, ale jeśli tylko nadarzy się możliwość, to siostra podejdzie do egzaminu na licencję i zacznie spełniać swoje marzenia o startach w tych „prawdziwych" rajdach.

Redakcja: Jak przyjęła to Wasza najbliższa rodzina, przecież jest to bardzo niebezpieczny sport? Czy mogliście wtedy liczyć na poparcie bliskich?

S.K. - Swojego pierwszego KJS - a pojechałem w tajemnicy. Rodzina (oprócz siostry) o moim starcie dowiedziała się dopiero jakieś 3 miesiące później. Wtedy to pewnie uniknąłem wielu napomnień. Z czasem rodzice musieli zaakceptować moją pasję, gdyż widząc moje  zaangażowanie w ten sport, nie mieli tak naprawdę innego wyjścia. Podobnie było również z moją siostrą. Myślę, że teraz nie mają już żadnych zastrzeżeń co do naszych startów zwłaszcza, że czasem można ich spotkać przy trasie zawodów. KJS'y są ogólnie bezpieczne, zwykłym samochodem może w nich jechać każdy, dlatego organizatorzy, układając trasę, dbają o to, aby prędkości nie były zbyt wielkie. Odcinki zazwyczaj są trudne techniczne, dzięki czemu kierowcy doskonalą swoją jazdę za kierownicą. Rajdy profesjonalne to już większe ryzyko, ale tutaj z kolei mamy do czynienia ze specjalnymi elementami bezpieczeństwa takimi jak m.in.: klatka rurowa w samochodzie czy specjalna odzież dla załogi. To wszystko powoduje, że aktualnie rajdy są dość bezpieczne. Na całym świecie co tydzień rozgrywa się mnóstwo rajdów, z których zawodnicy cało wracają do swoich domów. Owszem, czasami zdarzają się przykre wypadki, jednak są one niezwykle rzadko. Tak naprawdę, dużo łatwiej jest zrobić sobie krzywdę, jadąc w zwykłym ruchu ulicznym, po normalnych drogach niż podczas rajdu.

Redakcja: Jak długo trwała ta przygoda z rajdami? A może trwa nadal?

S.K. - Oczywiście, że trwa nadal, już od przeszło 3 lat. Obecny rok to kontynuacja startów w KJS z Michałem Stankiewiczem samochodem Fiat Cinquecento. Nasza współpraca przebiega bardzo dobrze, o czym świadczą wyniki w tym roku. Tylko raz byliśmy poza podium na około 10 startów razem. Z każdą imprezą Michał jest coraz to szybszy, nauka idzie błyskawicznie. Należy zauważyć, że zaczął on przygodę z rajdami dopiero na początku tego roku.

Redakcja: Z jakimi kierowcami miał Pan okazję w swojej karierze już współpracować?

S.K. - Jeśli liczyć pojedyncze starty, to jeździłem „na prawym" m.in.: u Piotrka Wróbla, Marcina Rozborskiego, Michała Szczepana, Michała Stankiewicza, Dominika Ziobro, Maćka Wojdyły oraz ostatnio Piotrka Packa, który pochodzi z okolic Krakowa.

Redakcja: Czy z naszego powiatu - oprócz Pana i Pańskiej siostry - bierze ktoś jeszcze udział w rajdach zarówno tych amatorskich, jak i tych profesjonalnych?

S.K. - Tak, mój dawny kierowca z KJS Marcin Rozborski z Czudca, aktualnie startuje jako pilot w tzw. 3 lidze z Sławkiem Rusinem. Teraz do rywalizacji w „amatorkach" dołączył też Piotrek Wróbel z Baryczki. W niektórych KJS'ach również można spotkać paru kierowców m.in. z Żarnowej, Godowej, Czudca. Także jest ich kilku, ale nie startują regularnie.

Redakcja: Jak w ogóle doszło to tego, że został Pan  pilotem? Najpierw chciał Pan zostać kierowcą, potem stwierdził, że chyba to nie jest to i przesiadł się Pan na ten "spokojniejszy" fotel. Czy to był po prostu przypadek?

S.K. - W tej kwestii często decydują finanse, bo niestety rajdy to drogi sport dla zapaleńców. Chciałbym oczywiście pojeździć również za kierownicą, jednak trzeba mieć do tego samochód, a to znaczny wydatek. Potem dochodzi utrzymanie wozu, części itd. Studnia bez dna. Co innego, gdy się jest pilotem. Wtedy tylko „polujesz" na kierowcę, wsiadasz i jedziesz. Okazjonalnie startowałem za kierownicą swoim seryjnym puntem, nawet parę razy skończyło się to miejscem na podium. Jeśli będę miał kiedyś możliwość jazdy na lewym fotelu, to z chęcią to zrobię. Na razie dobrze mi na prawym i bardzo lubię być tym, „co dużo mówi" w aucie.

Redakcja: Czy pamięta Pan ile miał lat, kiedy po raz pierwszy usiadł na prawym fotelu jako pilot?

S.K. - Pierwszy raz wsiadłem do rajdówki w 2008 roku. Było to niesamowite przeżycie usiąść w czymś, co przez parę lat oglądałem z boku jako kibic. Potem był pierwszy start, kolejny i tak przywykłem do tego miejsca.

Redakcja: Czy pomagał Panu ktoś w opanowywaniu trudnej sztuki pilotowania rajdówki?

S.K. - Tak, wielu moich doświadczonych kolegów mi pomaga. Wymieniamy się spostrzeżeniami, gdy mam wątpliwości, to pytam ich o pewne sprawy. Zawsze mogę liczyć na ich pomoc, za co jestem im bardzo wdzięczny. Praca pilota to nie tylko dyktowanie na odcinku, ale i cała otoczka (zgłoszenia, dokumenty, karty drogowe, mapy). Potrzeba czasu i przede wszystkim startów, aby nad pewnymi rzeczami się nie zastanawiać, tylko od razu wiedzieć, co trzeba wykonać. Dzięki pomocy ze strony moich kolegów - zawodników - nauka jest szybsza. A pilot jak wino, im starszy, tym lepszy.

Redakcja: Czy może nam Pan zdradzić, jak to się stało, że wystartował Pan jako pilot kierowcy Macieja Wojdyły w 20. Rajdzie Rzeszowskim?

S.K. - Z Maćkiem znamy się ładnych parę lat. W ubiegłym roku, kiedy startował w 3 lidze, jeździł z Mateuszem Fortuną. W obecnym sezonie, Mateusz startuje z innym kierowcą i Maciek nie miał pilota, więc zgadałem się z nim na temat startu w 20. Rajdzie Rzeszowskim. Decyzja zapadła - jedziemy! Trzeba było tylko przygotować rajdowego Citroena Saxo do wymogów, jakie obowiązują w RPP (Rajdowy Puchar Polski - tzw. druga liga rajdowa w Polsce), załatwić sobie kombinezon, kaski, wybrać licencję pilota itd. Potem pozostała już tylko walka na odcinkach.

Redakcja: Czy mógłby nam Pan przybliżyć zespół - kto jest kim i jaką pełni rolę?

S.K. - Oficjalnie nie mamy zespołu, w którym ktoś pełni określoną rolę. Nieoficjalnie nasz zespół to duża grupa przyjaciół, którzy pomagają sobie wzajemnie. Np. w tym roku podczas Rajdu Rzeszowskiego mieliśmy wspólny serwis z naszymi znajomymi Witkiem i Szczepanem, którzy to jechali swoim Clio w Mistrzostwach Polski. Tak więc nasz zespół to wielu ludzi, którzy zawsze pomogą w każdej sytuacji, gdy będzie taka potrzeba.

Redakcja: Rajdy to przede wszystkim rywalizacja, czy ma ona wpływ na wzajemne sympatie i antypatie zawodników względem siebie?

S.K. - W zawodach, w których miałem okazję startować, atmosfera jest zawsze znakomita, dużo rozmawiamy, śmiejemy się, dzielimy swoje uwagi. Inaczej jest w profesjonalnych zespołach, które mają duże budżety. Tam czuć pewien dystans do innych konkurentów. Są oczywiście wyjątki, ale na ogół jest tak, że im „tańsze rajdy", tym lepsza atmosfera.

Redakcja: Który z kierowców / pilotów jest wobec tego dla Pana wzorem ?

S.K. - Dla mnie wzorem sportowca jak i człowieka jest Janusz Kulig. Był on osobą, która bardzo profesjonalnie podchodziła do wykonania swojej pracy, przy tym pozostając bardzo życzliwym dla innych. Dla każdego miał czas, z każdym kibicem zamienił słowo. Nie było mi go jednak dane nigdy poznać, gdyż zginął tragicznie w 2004 roku, gdy ja zaczynałem moją przygodę z rajdami. Kiedy zdarza mi się być w okolicy Łapanowa, czyli miejsca gdzie się urodził i mieszkał, to zawsze znajdę chwilę, aby pomodlić się nad jego grobem.

Redakcja: Proszę nam powiedzieć, jakie to wrażenie mknąć drogami naszego powiatu pomiędzy niezliczoną rzeszą kibiców, która tworzy ten niesamowity klimat rajdów?

S.K. - Wrażenie jest ogromne. Dopiero wtedy widać, ilu ludzi może być podczas takiego rajdu. Jest to wielka radość, gdy podczas jazdy widzi się znajomych, którzy nas dopingują. Dzień mojego debiutu - 6 sierpnia - będę bardzo miło wspominał. Piękna pogoda, humory nam dopisywały. Ruszyliśmy na odcinki, które były wyjątkowo trudne i długie (10 - 15 km). Najbardziej doskwierał nam upał, który odczuwaliśmy wyjątkowo mocno ubrani w grube kombinezony. Mimo to zabawa była przednia, jak i radość z osiągnięcia mety. Przy "okazji" zdobyliśmy 5 miejsce w klasie N2, z czego bardzo się ucieszyliśmy. A że apetyt rośnie w miarę "jeżdżenia", zaczęliśmy planować kolejne starty. Rajdy jednak to kosztowny sport, więc wszystko uzależnione jest od finansów. Ale dzięki pomocy kilku firm, których logo można oglądać na naszym samochodzie, przyszłe starty stają się bardziej realne. Czas pokaże.

Redakcja: Wasza załoga podczas tego rajdu zajęła 5 miejsce w klasie N2. Czy ten wynik był dla was satysfakcjonujący?

S.K. - Biorąc pod uwagę, że nasi konkurenci jeżdżą już parę lat a my ten start traktowaliśmy czysto „badawczo", wynik jest dla nas miłym zaskoczeniem. Zwłaszcza, że na niektórych odcinkach, nasze czasy w klasie były bardzo zbliżone do innych załóg. Trzeba jednak dużo przejeździć, aby być konkurencyjnym w walce o podium.

Redakcja: Czas, zapał, czy pieniądze włożone w rajd - mają największy wpływ na ostateczny sukces? A może coś zupełnie innego...

S.K. - Wszystkiego po trochu. Przede wszystkim potrzeba dużo treningu. A treningi są uzależnione często od pieniędzy. Bardzo ważne jest również doświadczenie, bo warunki na rajdzie są zawsze inne niż podczas jazdy treningowej. Liczy się dobry samochód, opony. Trzeba też mieć ogromny upór w dążeniu do wyznaczonych celów. No i oczywiście ludzie, którzy pomagają przy tym wszystkim. Na rajdowy sukces tak naprawdę składa się mnóstwo czynników włącznie ze szczęściem.

Redakcja: Przejdźmy do sprzętu... Rajdówki to wciąż nowe, szybsze modele. Czy  samochód Citroen Saxo jest konkurencyjnym samochodem?

S.K. - W dobrych rękach każdy samochód może być konkurencyjny, choć niektórych rzeczy nie da się przeskoczyć. Np. w klasie N2 wraz z Citroenami startują o wiele mocniejsze Hondy Civic. Po wynikach widać, że Honda ma dużą przewagę. Mimo wszystko rajdy to sport, w którym moc samochodu nie jest najważniejsza. Znacznie ważniejsze elementy to m.in.: bezawaryjność i oczywiście umiejętności załogi. Jeśli kierowca często „prostuje prawą nogę" w miejscach, gdzie inni hamują, to wynik przyjdzie sam.

Redakcja: Pana rajd i auto marzeń?

S.K. - Jest tyle pięknych samochód i rajdów, że trudno udzielić tutaj jednoznacznej odpowiedzi. Na pewno auto, które darzę wielką sympatią to Skoda Octavia WRC. A rajd? Nowej Zelandii, Niemiec - szczególnie odcinki poprowadzone po ciasnych drogach wśród winnic - coś pięknego (http://www.craigbreen.com/images/events/full_Germany.jpg)

Redakcja: W swojej karierze zapewne miał Pan już wiele ciekawych oraz tych mniej przyjemnych przygód. Czy są takie anegdoty, które opowiada Pan swoim znajomym?

S.K. - W każdym rajdzie dzieje się dużo ciekawych rzeczy. Podczas KJS Biecz w 2010 roku na pierwszym odcinku urwała się nam linka od gazu. Szybka naprawa przez Marcina Rozborskiego, który związał linkę sprężynką od długopisu pozwoliła nam pojechać dalej. Gdyby nie ta awaria, zajęlibyśmy miejsce gdzieś w okolicach pierwszego lub drugiego, więc był wielki niedosyt. Raz też w karcie drogowej miałem wpisane czas przyjazdu 13:68. Właściwa wersja to 14:08.

Redakcja: Czy zdarzają się sytuacje, że odczuwa Pan strach?

S.K. - Raczej nie ma na to czasu. W czasie jazdy skupiamy się tylko na jak najszybszym przejeździe odcinka. Refleksje przychodzą później. Gdy samochód czasami traci przyczepność i zaczyna się „coś" dziać, wtedy przez chwilę przeleci myśl -„gdzie wylądujemy?" Ale gdy kierowca wybroni się z opresji, znów powracamy do swoich zadań i jedziemy dalej.

Redakcja: Jaki jest Pana ulubiony typ rajdu - asfalt, śnieg czy szuter?

S.K. - Na takim prawdziwym rajdzie szutrowym nie było mi dane jeszcze jechać, ale ponoć frajda jest wielka, tylko auto trochę cierpi. Najwięcej jeździmy po asfalcie. Śnieg czasami się zdarza i chyba on daje najwięcej radości, bo można wtedy pojeździć „bokami", a taką jazdę uwielbiają kierowcy i kibice. Jednak czas wtedy nie jest najlepszy.

Redakcja: Do każdego rajdu trzeba się przygotować - psychicznie i fizycznie. Jakie są Pana sposoby?

S.K. - Wbrew pozorom kondycja i siła fizyczna w rajdach jest bardzo ważna. Szczególnie podczas długich odcinków w wysokich temperaturach. Organizm wtedy szybko się odwadnia, ważne jest przyjmowanie płynów. Kierowca musi mieć silne ręce, bo kręcenia jest zawsze trochę. Osobiście staram się często biegać, jeździć na rowerze, odwiedzać basen i wykonywać ćwiczenia siłowe. Jeśli chodzi o psychikę, to każdy ma jakieś sposoby. U mnie stres przed startem działa mobilizująco. Zawsze jest obawa, czy dam sobie radę, ale strach przechodzi wraz z pierwszymi metrami odcinka specjalnego.

Redakcja: Piloci zwykle uważają, że ich rola jest trochę pomijana, że światło kamer skierowane jest wyłącznie na kierowców. Czy Pan też na mecie odczuwa to, że jest "tym drugim"?

S.K. - Taka już jest niestety rola pilota i każdy pilot o tym wie, gdy zaczyna jeździć. Mnie to absolutnie nie przeszkadza. Sam fakt, że uczestniczę w takim wydarzeniu, jakim jest rajd jest dla mnie ogromną przyjemnością. A jeśli jeszcze osiągniemy dobre wyniki, to mam podwójną satysfakcję, że w pewien sposób pomogłem kierowcy w szybkiej jeździe.

Redakcja: Proszę nam opowiedzieć, co robi pilot w czasie rajdu?

S.K. - Dla pilota rajd zaczyna się parę tygodni przed właściwym dniem rywalizacji. Trzeba wysłać zgłoszenie, dokumenty itp., czyli załatwić wszystkie formalności. Dwa dni przed rajdem pilot podczas Odbioru Administracyjnego dostaje cały komplet dokumentów potrzebnych w czasie rajdu, w tym m.in.: książkę drogową, kartę drogową, kartę wykroczeń. Następny dzień, to zapoznanie z trasą. Jadąc cywilnym samochodem w normalnym ruchu ulicznym, robimy z kierowcą opis odcinków, które mamy przejechać podczas rajdu. W czasie rajdu pilot musi m.in.: pilnować czas dojazdów na poszczególne próby (każdy dojazd ma określony czas, w którym załoga musi się zmieścić), prowadzić po trasach dojazdowych wg otrzymanej książki drogowej i dyktować podczas samego odcinka specjalnego. Także głównie jest to robota papierkowa tylko, że w terenie.

Redakcja: Jakie warunki, predyspozycje trzeba spełniać, aby zostać dobrym pilotem rajdowym?

S.K. - Dobry pilot musi znać się na regulaminach, wiedzieć, co wolno, a czego nie. Panować nad wszystkimi papierami, których zawsze jest mnóstwo, wprowadzać spokój do samochodu oraz dyktować tak, aby kierowca był zadowolony, czyli w odpowiednim tempie. Nie można się spóźniać z komendami, gdyż skutki można łatwo przewidzieć. Ważne jest też to, żeby pilot nie ważył za dużo.

Redakcja: W jakie tematy warto się zagłębiać, gdzie szukać informacji na temat pilotażu rajdowego?

S.K. - Często szkolenia z zakresu pilotażu robi Jarek Baran - wielokrotny Mistrz Polski w rajdach samochodowych m.in. z Januszem Kuligiem czy Kajetanem Kajetanowiczem. Informacje, gdzie i kiedy są takie szkolenia można uzyskać w Internecie. Również tam znajdziemy wiele stron pilotów rajdowych np. Maćka Handwerkera, na których zamieszczane są wskazówki, przykładowe opisy itp. Można też bezpośrednio skontaktować się z nimi - na pewno pomogą.

Redakcja: Czy, żeby zostać pilotem podczas „prawdziwego" rajdu, trzeba mieć zdane jakieś egzaminy?

S.K. - Tak. W lutym tego roku z paroma znajomymi udałem się do Krakowa na egzamin, którego zdanie równało się z otrzymaniem licencji pilota rajdowego, będącej przepustką do startu w "poważnych" rajdach. Egzamin oczywiście został zaliczony, następnie badania lekarskie, psychotesty, formalności i już mogłem się cieszyć z wydanej licencji.

Redakcja: Czy ten program zdobywania licencji pilota rajdowego wystarczająco przygotowuje zawodników do startów? Czy na swoim pierwszym, prawdziwym rajdzie czuł się Pan wystarczająco przygotowany?

S.K.- Przed egzaminem na licencję trzeba się trochę pouczyć z zakresu regulaminów rajdowych. Nie ma niestety szkoleń i trzeba radzić sobie samemu. Ważne jest, aby znać procedurę wypadkową. Są to instrukcje wyjaśniające, jak należy postępować w sytuacji, gdy załoga przed nami ulegnie wypadkowi. Jeśli będziemy przestrzegać tych zasad, to pomoc nadejdzie najszybciej, jak to tylko możliwe. Przed pierwszym startem czułem się wystarczająco przygotowany, choć zdaję sobie sprawę, że wielu rzeczy jeszcze nie wiem, ale wraz z kolejnymi rajdami tej wiedzy będzie mi przybywać.

Redakcja: Jakaś mała rada dla młodych ludzi, którzy tak jak Pan, czy Pana siostra chcieliby brać udział w zawodach takiej rangi jak Rajd Rzeszowski.

S.K. - Przede wszystkim określić sobie jasno, jaki mamy cel. A potem do niego dążyć. Dużo czytać, oglądać, podglądać, rozmawiać. Uczestniczyć w rajdach jako kibic, zobaczyć jak to wygląda, zawitać na serwis, tam można porozmawiać z wieloma osobami. Teraz, gdy Internet jest tak popularny, nie jest trudnością znaleźć odpowiednie informacje. Wydawany jest również od paru lat magazyn rajdowy WRC, w którym co miesiąc znajdziemy wiele przydatnych informacji o tym sporcie. Dla mojej siostry na początku to ja byłem „Internetem", teraz już sama wie, gdzie szukać informacji i sama mi je przekazuje.

Redakcja: Czy traktuje Pan rajdy jako hobby, zabawę, czy sposób  na życie  - Czy jest w Pana życiu jakaś druga pasja ? Czy uprawia Pan jakieś inne sporty ekstremalne?

S.K. - Rajdy to moja największa pasja, coś co nadaje sens mojemu życiu, ale na pewno nie jest to sposób na życie, przynajmniej na tę chwilę. Ciężko jest zarabiać na rajdach, robią to tylko nieliczni i w wielkich zespołach. Poza rajdami interesuję się grafiką komputerową, fotografią. Kierunek studiów również mam blisko powiązany z tymi tematami. Dlatego chciałbym, aby moja przyszła praca miała coś wspólnego z tymi dziedzinami. Inne sporty ekstremalne? Może coś, kiedyś, ale aktualnie żyję tylko rajdami. Bardzo lubię też górskie wędrówki, szczególnie w Bieszczady, gdzie nie ma tylu ludzie, co w Tatrach i jest większy spokój.

Redakcja: Jak wygląda Pana życie prywatne? Czym zajmuje się Pan na co dzień?

S.K. - Tak jak wspomniałem na co dzień studiuję. W czasie wakacji oraz kiedy mam troszkę czasu wolnego od uczelni pracuję, gdzie tylko jest możliwość. Czyli prowadzę takie normalne życie studenta.

Redakcja: Jakieś plany na przyszłość ?

S.K. - Łatwe do przewidzenia - jeździć w rajdach tyle, ile się da, skończyć studia i mieć fajną, ciekawą pracę, ale jak będzie, to życie pokaże.

Redakcja: Czego możemy Panu i Pańskiej siostrze życzyć?

S.K. - Gumowych drzew i bycia tyle razy na mecie, ile razy na stracie.

W imieniu naszego serwisu dziękuję za rozmowę i życzę Panu i Pańskiej siostrze realizacji wszystkich planów i marzeń.
 

Rozmawiała: Agnieszka Zielińska