Wojciech Cynarski
Moja droga do 10 dana - rozmowa z shihanem Wojciechem Cynarskim ze Strzyżowa
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat wzrosło zainteresowanie dalekowschodnimi sztukami i sportami walki. Coraz więcej osób zajmuje się tym profesjonalnie, m.in. mieszkaniec Strzyżowa, kaiden shihan dr hab. prof. nadzw. Wojciech J. Cynarski, prodziekan ds. nauki i współpracy z zagranicą na Uniwersytecie Rzeszowskim, a jednocześnie prezes i dyrektor techniczny Stowarzyszenia Idokan Polska. Jest drugim, obok mistrza Lothara Siebera, stylistą idokanu, specjalistą w skali międzynarodowej.
Redakcja: Słowo karate niektórym starszym osobom kojarzy się z bijatyką albo wręcz z chuligaństwem. Co Pan na to?
Wojciech Cynarski - Słowo „karate" oznacza dosłownie: pusta ręka albo puste ręce. Jest to forma walki, w której głównym celem jest nie walka sama w sobie, ale osiągnięcie jedności ducha i ciała, opanowanie emocji. Z bijatyką ma to niewiele wspólnego. Wręcz przeciwnie. Jest to szkoła samokontroli, samodyscypliny, doskonalenia charakteru, osobowości. Oprócz wzmocnienia ciała i poprawienia szybkości, siły i koordynacji, karate zwiększa czujność i samoświadomość. Uczy także zaufania we własne siły, we własne zdolności postępowania wobec otaczającego świata. Z bijatyką może kojarzyć się bardzo dziś popularny sport walki - MMA, który stoi w zupełnej sprzeczności z filozofią sztuk walki. Autentyczni mistrzowie oburzają się na to, że w kulturze masowej stało się to tak popularne. Natomiast karate wciąż pozostaje sztuką walki o wielkich walorach pedagogicznych.
Redakcja: Powiedział Pan sport walki i sztuka walki. Są zatem miedzy nimi jakieś różnice?
Wojciech Cynarski - Sztuki walki niekiedy błędnie utożsamiane są ze sportami walki, a przecież mają zupełnie inne cele, inaczej się trenuje, innych wartości się poszukuje. W sztuce walki chodzi głównie o doskonalenie osobowe, o dążenie do szeroko pojętej perfekcji, zaś w sporcie najważniejszy jest wynik i zwycięstwo w zawodach. W karate występują zarówno odmiany sportowe, jak i odmiany, które nie uznają rywalizacji sportowej. To karate, które my ćwiczymy - Idokan Polska - ze względów pedagogicznych nie uznaje rywalizacji sportowej. Główni mistrzowie tego stylu, w tym legalny sukcesor, spadkobierca tej szkoły i stylu, mistrz Lothar Sieber, zgodnie uważają, że rywalizacja sportowa wpływa niekorzystnie na wychowanie i rozwój osobowy człowieka, sprzyja egoizmowi, mówi: „ja zwyciężam, ja pokonuję innych". Takim stricte sportem walki jest kickboxing, boks. Natomiast sztuki walki takie jak: idokan, aikido, kung-fu nie uznają rywalizacji sportowej. Nasi zawodnicy owszem biorą udział w zawodach, ale tylko w jujutsu sportowym, wszechstronnej formule, która nie jest brutalna i niebezpieczna dla walczących. Zawody te są pewnego rodzaju sprawdzianem umiejętności technicznych, odporności psychicznej i wytrenowania kondycji, wytrzymałości i wydolności organizmu. Tutaj nie można za mocno uderzyć, bo zostaje się zdyskwalifikowanym. Dla mnie wynik sportowy jest mało istotny. Zaś w karate idokan w ogóle nie ma rywalizacji sportowej - ćwiczymy wspólnie, nie przeciwko sobie. Inny jest też sens walki sparingowej. Jeden drugiemu wskazuje błędy. Dlatego nie należy mylić sztuk walki ze sportami walki.
Redakcja: Jak to się stało, że Pan, magister inżynier budownictwa Politechniki Rzeszowskiej zainteresował się dalekowschodnimi sztukami walki? Nie chciał Pan pracować w swoim zawodzie?
Wojciech Cynarski - To niezupełnie tak. Sztukami walki interesuje się od 1977 r. Miałem 13 lat, gdy zacząłem trenować kilka odmian sportów walki i sztuk walki. Po skończeniu liceum chciałem studiować na Akademii Wychowania Fizycznego, ale rodzice przekonali mnie, że lepiej będzie uzyskać wykształcenie inżynierskie. Ukończyłem więc Wydział Budownictwa Politechniki Rzeszowskiej, uzyskałem uprawnienia do nadzoru technicznego i projektowania w ograniczonym zakresie, a nawet przez kilka lat pracowałem w swoim zawodzie. Jednak przez cały ten czas kontynuowałem treningi, myślałem i dużo czytałem o sztukach walki. Nie mogąc odnaleźć się w zawodzie inżyniera, ukończyłem 2-letnie Studium Pedagogiczne na Politechnice Rzeszowskiej i rozpocząłem pracę w szkolnictwie. Jako nauczyciel wychowania fizycznego pracowałem m.in. w Rzeszowie i w Strzyżowie. Uczyłem wtedy m.in. Pawła Szlachtę, Adasia Hajduka, Przemka Strzępka, którzy do dziś u mnie trenują. Jeszcze w czasie studiów pracowałem jako instruktor sekcji karate przy Klubie Uczelnianym AZS Politechniki Rzeszowskiej, później zaś uzyskałem licencje trenera i sędziego międzynarodowego w karate i jujutsu (kl. A). Ponieważ chciałem się dalej rozwijać, podjąłem pracę w Oddziale Wychowania Fizycznego i Zdrowotnego przy WSP w Rzeszowie, a jednocześnie rozpocząłem 4-letnie studia doktoranckie na AWF w Warszawie. Po niespełna 2 latach, nie przerywając pracy nauczycielskiej, trenerskiej, zawodniczej (zdobyłem m.in. Mistrzostwo Polski i mistrzowską klasę sportową), organizatorskiej jako działacz w krajowych i międzynarodowych organizacjach sportowych Idokan Europe International, European Sobukai Takeda-ryu oraz działalności sędziowskiej złożyłem i obroniłem w 1998 roku pracę doktorską nt. „Dalekowschodnie sztuki walki budo w kulturze sportowej Zachodu". Obecnie wykładam socjologię sportu i socjologię turystyki na Wydziale Wychowania Fizycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego, gdzie pełnię także funkcję prodziekana ds. nauki i współpracy z zagranicą.
Redakcja: Wrócimy zatem do początku. Jako to się stało, że młody chłopak zamiast kopać w piłkę zainteresował się dalekowschodnimi sztukami walki? Co było powodem podjęcia przez Pana w tak młodym wieku treningów?
Wojciech Cynarski - Jako młody chłopak chciałem się wzmocnić, poprawić sprawność, nabyć umiejętność walki wręcz i skuteczność w samoobronie. Chciałem naśladować legendarnych mistrzów, o których czytałem w prasie czy w krążących pirackich kserokopiach amerykańskich wydawnictw, lepszych lub gorszych tłumaczeniach na język polski. Nie mogłem podziwiać sztuk walki na ekranie, gdyż wtedy nie było jeszcze filmów z Bruce'm Lee, one pojawiły się dużo później. W piłkę nożną jak każdy młody chłopak kopałem, ale sztuki walki bardziej mnie fascynowały, pociągały. Było w nich coś bardziej egzotycznego, coś co rozwijało wszechstronnie człowieka, nie tylko fizycznie, ale też i osobowościowo. Wnosiło pewne wartości uniwersalne. Wówczas pewnie o tym nie myślałem, interesowała mnie bardziej skuteczność technik, umiejętności samoobrony, a także legendy o wybitnych mistrzach sztuki walki. Czy miałem jakiegoś inspiratora? Chyba nie. Chociaż na moje zainteresowania mógł niejako wpłynąć mój kuzyn Stanisław Cynarski, który do dziś uprawia sztuki walki, a wówczas był zaawansowany w judo. Jeździłem do niego do Tarnowa i razem trenowaliśmy. Później zaistniała w Rzeszowie sekcja „kyokushin karate", do której dojeżdżałem na treningi jeszcze jako uczeń liceum ze Strzyżowa. Kiedy zaś studiowałem na Politechnice, trenowałem już co najmniej pół wyczynowo. Coraz głębiej też zacząłem wchodzić w system sztuki walki i sportów walki i odkrywać nie tylko sferę fizyczną, ale też i inne wartości.
Redakcja: Jaką rolę w Pana treningu i w Pańskim życiu odegrał nauczyciel? I kto nim był?
Wojciech Cynarski - Moim pierwszym nauczycielem w sekcji karate przy AZS Politechnika Rzeszowska był Jerzy Świderski. Równolegle trenowałem judo i jujutsu w Tarnowie u mojego kuzyna Stanisława Cynarskiego. Dopiero później zacząłem prywatnie wyjeżdżać za granicę i ćwiczyć m.in.: we Francji, Niemczech czy Japonii. We współpracy ze Stanisławem jeździłem także na tzw. staże międzynarodowe organizowane m.in. przez Alaina Floquet, a potem Rolanda J. Maroteauxa. W 2000 r. trenowałem pod okiem mistrzów wysokiej rangi w Japonii. Ale najwięcej nauczyłem się w Monachium u shihana Lothara Siebera.
Redakcja: Jak to się stało, że został Pan uczniem mistrza Lothara Siebera?
Wojciech Cynarski - W jakimś niemieckim magazynie poświęconym sztukom walki przeczytałem o wybitnej postaci, ekspercie w dziedzinie karate i jujutsu, mistrzu Lotharze Sieberze, posiadającym wówczas 10 dan w jujutsu i 7 dan w karate oraz wysokie stopnie w innych sztukach walki. Znalazłem też jego adres, a ponieważ sam równolegle trenowałem karate i jujutsu, pomyślałem, że napiszę do niego list z zapytaniem, czy mógłby mnie dalej prowadzić. Mistrz zaprosił mnie wówczas na trening do swojej szkoły w Monachium i od tamtej pory utrzymujemy systematyczny kontakt, czyli już od 21 lat.
Redakcja: Jak przebiegała droga zdobywania przez Pana stopni i uprawnień?
Wojciech Cynarski - Kolejne stopnie przyznawane są po zdaniu egzaminów przeprowadzanych w określonych odstępach czasu, zaś uprawnienia - w drodze odbywania kursów i potwierdzonych praktyk. Na każdy stopień - najpierw uczniowski, potem mistrzowski - składają się egzamin techniczny i teoretyczny. Aby móc rozpocząć zdobywanie stopni dan, trzeba najpierw uzyskać stopnie kyu. Stopnie kyu - to stopnie uczniowskie, zaś stopnie dan - mistrzowskie, przy czym w różnych odmianach sztuk walki te egzaminy techniczne kończą się zdobyciem 4 lub 5 dana, zaś wyższe stopnie - z których 10 jest najwyższy - są już stopniami honorowymi, przyznawanymi za szczególne osiągnięcia. Stopnie kyu liczy się od 10 do 1, zaś dan - od 1 do 10. W ciągu 1 roku treningu można zdobyć najwyżej 1 lub 2 stopnie kyu. W judo jest np. 6 stopni ku - od 6 do 1, w kyokushin karate zaś 10 stopni kyu. Aby uzyskać te wszystkie stopnie, musi minąć co najmniej kilka lat. Po zdobyciu wszystkich stopni kyu, można przystąpić do egzaminu na pierwszy dan. Po zdaniu egzaminu uzyskuje się prawo i honor noszenia czarnego pasa. Ponieważ droga zdobywania uprawnień i stopni trwa kilka lat, zyskuje wymiar wychowawczy. Młodzi ludzie zanim dostaną do ręki broń, muszą wykazać się wytrwałością, cierpliwością i odpowiedzialnością za współćwiczącego. Egzaminy na pierwsze stopnie zdawałem w kraju, potem już za granicą. Przykładowo, ponieważ w Europie nie było takiej możliwości, w Japonii zdałem na 3 dan w kobudo, czyli w technikach władania tradycyjnymi broniami. Stopnie, które posiadam w karate i jujutsu, uzyskałem pod kierunkiem mistrza Lothara Siebera. W chwili obecnej posiadam m.in.: 10 dan judo-do/ido, 8 dan jujutsu, 7 dan idokan karate/zendo karate tai-te-tao, 6 dan aikijutsu/aiki-jujutsu, 5 dan iaido (sztuka dobywania miecza/szabli) oraz 4 dan kobudo (władanie tradycyjnymi broniami).
Redakcja: W lutym 2013 r. z rąk Lothara Siebera odebrał Pan 10 dan judo-do/ido, czyli najwyższy stopień mistrzowski. Jakie to uczucie z rąk swego mistrza odebrać takie uznanie?
Wojciech Cynarski - Muszę przyznać, że było to dla mnie duże zaskoczenie. Spodziewałem się, że może dostanę 9 dan, ale nie że aż 10. Nie mogłem w to uwierzyć. Uważałem, że jestem jeszcze za młody, że mój mistrz mnie w jakiś sposób przecenił. Czułem się też trochę skrępowany, otrzymując najwyższy stopień w judo-do/ido jeszcze przed 50 rokiem życia, kiedy mało który z moich znajomych, rówieśników w Japonii posiada najwyższe stopnie. Co prawda w Japonii ta hierarchia jest bardziej akcentowana. Nie tylko trzeba mieć umiejętności i zasługi, ale też staż i wiek powyżej 80 lat. U nas w Europie wiek nie gra tak istotnej roli, pewnie dlatego że mało kto dożywa sędziwego wieku. 10 dan jest dla mnie niewątpliwie olbrzymim sukcesem. Zwłaszcza, że mój mistrz Lothar Sieber ogłosił mnie posiadaczem 10 stopnia mistrzowskiego i wręczył mi certyfikat Niemieckiej Federacji Sztuk Walki, potwierdzający ten fakt, podczas międzynarodowego seminarium naukowego i metodycznego DDBV i SIP nt. „Filozoficzne podłoże zendo karate i jego przełożenie na praktykę" organizowanego w dniach 3-9 lutego 2013 r. w Szkole Sportowej - Jiu-Jitsu und Karate Schule L. Sieber w Monachium oraz dodatkowo w Karateschule Haralda Weitmanna w Neuffen. Mistrz nie tylko zdecydował, że muszę przyjąć ten najwyższy stopień, ale też zalecił, by ta informacja została upowszechniona m.in. na stronie Idokan Polska. Oprócz mnie stopień 10 dana otrzymał wówczas Klaus Härtel z Kiel. W chwili obecnej 10 dan judo-do/ido posiadają 4 osoby na świecie: Franz Strauss z Austrii (ur. 1933), Lothar Sieber z Niemiec (ur. 1946), Klaus Härtel z Niemiec (na pewno ode mnie starszy) oraz ja, shihan wywodzący się ze Strzyżowa, z malutkiej miejscowości w Polsce.
Redakcja: Co oznacza godność shihana w jujutsu lub karate? Kaiden shihan? Czy jest to wyższy stopień wtajemniczenia od tytułu „sensei"?
Wojciech Cynarski - Shihan to zaszczytny tytuł mistrzowski nadawany osobom, które prowadzą całą grupę np. karateków z czarnymi pasami w ramach jakiejś organizacji sztuk walki, kształtują oblicze karate zwykle na forum międzynarodowym i są autorytetem dla wielu instruktorów. Można go przyrównać do tytułu profesora w nauce. Dosłownie oznacza - „prowadzący po dobrej drodze". Aby posiadać tytuł shihan, trzeba co najmniej legitymować się 7 danem. Z kolei tytuł kaiden shihan w systemie „idokan yoshin-ryu budo" oznacza, że otrzymałem licencję menkyo kaiden, czyli poznałem cały program nauczania sztuk walki w tym systemie. Zaś sensei oznacza dosłownie nauczyciel i można się nim posługiwać od stopnia 3 dan.
Redakcja: Jak długo i często Pan trenuje? A może, będąc posiadaczem 10 dana i tytułu kaiden shihan, nie musi Pan już trenować?
Wojciech Cynarski - To prawda. Uzyskując licencję menkyo kaiden, mogłem stwierdzić, że umiem już wszystko i nie muszę już ćwiczyć pod okiem Lothara Siebera. Jednak nadal trenuję. W lutym tego roku spędziłem 9 dni w szkole mistrza w Niemczech. Z kolei w marcu L. Sieber gościł u nas w ramach sympozjum zorganizowanego we współpracy z Uniwersytetem Rzeszowskim w Rzeszowie z okazji 20-lecia Stowarzyszenia Idokan Polska. Wówczas poprowadził on kilka godzin zajęć praktycznych z zakresu samoobrony z karate i jujutsu. Ponadto sam w miarę możliwości ćwiczę codziennie, a w ciągu roku szkolnego prowadzę sekcje jujutsu i karate w Rzeszowie i Strzyżowie.
Redakcja: Czy podczas treningów stosuje Pan ćwiczenia medytacyjne lub tym podobne?
Wojciech Cynarski - Raczej ćwiczenia oddechowe i relaksacyjne. Ćwiczeń medytacyjnych specjalnie nie stosuję, gdyż uważam, że metody buddyzmu nie są mi do niczego potrzebne. Dla mnie ważniejsze jest, by zadbać o stronę moralną, pewne zasady powiązane z uprawianiem sztuk walki.
Redakcja: Jakie są Pana największe osiągnięcia sportowe lub w sztuce walki?
Wojciech Cynarski - Sportowych jakichś szczególnych nie mam, bo na sporcie nigdy specjalnie się nie koncentrowałem. Ostatni raz startowałem w Mistrzostwach Świata Międzynarodowej Federacji Sztuk Walki w Tokio w 2000 r. i zająłem 2 miejsce w karate i 3 miejsce w kobudo (formy z tradycyjnymi broniami). Jestem mistrzem Polski w formach technicznych w jujutsu. Dla mnie ważniejsze jest uznanie w środowisku mistrzów, zarówno w Europie, jak i w Japonii. Myślę, że niejako świadczy o tym fakt, iż jestem zapraszany na seminaria przez Japończyków. We wrześniu po raz drugi na ich koszt pojadę do Japonii, aby wziąć udział w II Międzynarodowej Konferencji IMACSSS i Kongresie Japońskiej Akademii Budo w Tsukubie. Ponadto, oprócz posiadania wysokich stopni mistrzowskich, otrzymałem medal za wybitne osiągnięcia w sztukach walki przyznawany przez Europejską Komisję Kobudo i Jujutsu oraz medal honoru Światowej Federacji Takeda-ryu Marotokan.
Redakcja: Czy mógłby nam Pan opowiedzieć o filozofii dalekowschodnich sztuk (sportów) walki, o systemie sztuk walki idokan yoshin-ryu budo i Shibu Kobudo w Polsce?
Wojciech Cynarski - Cały ten system edukacyjny i kwestie filozoficzne z akcentem na stronę etyczną, wychowanie moralne i zdrowotne bardzo dokładnie opisałem w mojej książce pt. „Sztuki walki - IDO i IDOKAN". Teraz nie będę tego przedstawiał, bo to temat rzeka. Każdy, kto chce zapoznać się z tym system, może sięgnąć po moją książkę, którą wydałem w 2009 r. własnym kosztem, ale pod patronatem naszego Stowarzyszenia Idokan Polska. Można ją nabyć u mnie w cenie wydania tj. 30 zł. W wielkim skrócie idokan yoshin-ryu budo to kompletny system sztuk walki wzajemnie się uzupełniających. W Shibu Kobudo, czyli przedstawicielstwie starych japońskich szkół sztuk walki (takich jak katori shinto-ryu i takeda-ryu) koordynuje się nauczanie i rejestruje ćwiczących.
Redakcja: Czy przywiązuje Pan wagę do filozofii i zasad dalekowschodnich sztuk walki? I czy te zasady obowiązują Pana (i innych) tylko w czasie treningu lub walki, czy też zawsze i w każdej dziedzinie życia?
Wojciech Cynarski - Tak. Dla mnie filozofia sztuk walki w dużym stopniu wiąże się z etosem rycerskim, z etosem chrześcijańskich rycerzy europejskich. Tak jak w Ido - łączy pewne tradycje i idee Dalekiego Wschodu z dorobkiem mądrości Zachodu. Przede wszystkim ważne są dla mnie uniwersalne wartości, wynikające z owej filozofii. Droga sztuk walki staje się w pewnym stopniu drogą życia. Jest to droga, w której należy kierować się zasadami szlachetności, zasadami moralnymi, etycznymi. Badania, które przeprowadziłem i opublikowałem w mojej książce pt. „Recepcja i internalizacja etosu dalekowschodnich sztuk walki przez osoby ćwiczące" wydanej w 2006 r. potwierdzają, że w większości przypadków ludzie uprawiający owe sztuki walki, internalizują zasady. Są one dla nich ważne zawsze i wszędzie. O ile w sporcie zasady fair play obowiązują tylko na zawodach, o tyle w systemach sztuk walki jest to droga na całe życie i w różnych sytuacjach należy ich przestrzegać.
Redakcja: Co uznałby Pan zatem za najważniejszą wartość (lub wartości) w swoim życiu?
Wojciech Cynarski - Trudne pytanie, bo wchodzi już w kwestie światopoglądowe. Zapewne na pierwszym miejscu są wartości ponadczasowe, wartości nadrzędne. Zaraz za nimi na pewno rodzina, to, co wynika z tradycji naszej kultury europejskiej, z korzeni chrześcijańskich, a tuż za tym niewątpliwie to, co jest szlachetną drogą wojownika.
Redakcja: Czy jest coś, czego Pan nie akceptuje w dalekowschodnich sztukach/sportach walki?
Wojciech Cynarski - Tak. Nie popieram zwulgaryzowanych postaci sportu walki - takich jak tzw. MMA. Gdzie wszystko sprowadza się do samej walki w brutalnej konwencji. Brak tam jakichkolwiek wartości pedagogicznych. Jest tylko kult siły i przemocy. Tego absolutnie nie akceptuję.
Redakcja: Co wobec tego myśli Pan o ćwiczeniu z bronią, z mieczem?
Wojciech Cynarski - Jestem jak najbardziej na tak. Jest to bardzo ważny fragment tradycji sztuk walki, zwłaszcza klasycznych szkół. Sam wciąż ćwiczę kenjutsu - sztukę walki mieczem japońskim wg szkoły tenshin shoden katori shinto-ryu. Jest to tradycja z XV wieku. Trudno być wojownikiem, uprawiając sztuki walki, jeśli nie ma się pojęcia o tradycyjnej szermierce czy władaniu innymi rodzajami tradycyjnej broni. Jest to bardzo ważna część treningu i składnik wyszkolenia także dla współczesnego wojownika sztuk walki.
Redakcja: Czy uprawianie dalekowschodnich sztuk walki, kontakt z tymi sztukami i sportami zmieniło coś w Pana życiu?
Wojciech Cynarski - Zmieniło na pewno wiele. Dzięki moim badaniom prowadzonym nad dalekowschodnimi sztukami walki, powstała moja rozprawa doktorska, a co za tym idzie mogłem podjąć pracę w szkolnictwie wyższym. Zawodowo udało mi się pogodzić pasję sztuk walki z badaniami naukowymi. Jestem profesorem Uniwersytetu Rzeszowskiego i jednocześnie - w tej kadencji - prezydentem IMACSSS (tzn. International Martial Arts and Combat Sports Scientific Society / Międzynarodowego Towarzystwa Naukowego Sztuk Walki i Sportów Walki). Oczywiście sztuki walki nie są jedynym obszarem moich naukowych zainteresowań. Jako socjolog zajmuje się kulturą, kulturą fizyczną, aktywnością czasu wolnego i turystyką. Społecznie prowadzę nieformalne seminarium doktoranckie dla członków SIP. O ile w drodze sztuk walki czuję się już spełniony, w nauce pozostało mi jeszcze kilka ambitnych celów. Nie będę ich jednak zdradzał. Jak bardzo ważne w moim życiu prywatnym jest to, co robię, niech świadczy fakt, iż swoją pasją zaraziłem żonę, która ćwiczy okazjonalnie oraz syna, którego trenuję od szóstego roku życia, a obecnie ma 18 lat. W planach mam rozpoczęcie treningów z córką, która w tej chwili jest jeszcze za mała, bo ma 3,5 latka. Oczywiście mam też inne pasje. Interesuje mnie m.in.: historia, filozofia, turystyka i film.
Redakcja: Trenuje Pan nie tylko syna. Wcześniej wspomniał Pan, że prowadzi również sekcje w Strzyżowie i Rzeszowie. Od jak dawna jest Pan trenerem? I dlaczego zdecydował się Pan nim zostać?
Wojciech Cynarski - Instruktorem, a później trenerem jestem od roku 1987, czyli już 26 lat. Dlaczego zostałem trenerem? Myślę, że dlatego by w jakiś sposób przekazać to, czego się sam nauczyłem. Starsza generacja mistrzów przekazała coś mnie, a ja muszę to przekazać innym, by sztuka walki, którą uprawiam, nie zaginęła, tak jak to miało miejsce niejednokrotnie w historii wielu odmian sztuk walki. Gdzie mistrz nie zdążył przekazać swojej wiedzy albo miał tylko jednego ucznia, który zginął.
Redakcja: Od marca 1993 r. jest Pan prezesem i dyrektorem technicznym Stowarzyszenia Idokan Polska ® z siedzibą w Rzeszowie. Co jest celem tego stowarzyszenia i czym się ono zajmuje?
Wojciech Cynarski - Wcześniej, tj. od roku 1987 prowadziłem ośrodek „Dojo Budokan" w Rzeszowie, a od 1992 r. w Strzyżowie. W 1993 r. podczas ogólnopolskiego seminarium, które zorganizowałem w Rzeszowie jeszcze jako prezes Polskiej Unii Kobudo i Aikibudo, odbyło się zebranie założycielskie Stowarzyszenia Idokan Polska, w ramach którego obecnie działamy. W tym samym roku udało się je zarejestrować sądownie. W następnej kolejności w urzędzie patentowym postaraliśmy się o literkę R przy nazwie. Stowarzyszenie Idokan Polska (SIP) jest międzynarodowym towarzystwem naukowym, edukacyjnym i sportowym, organizacją pożytku publicznego, organizatorem imprez naukowych i sportowych. Działa aktywnie - głównie w obszarze kultury fizycznej - pod patronatem mistrza (meijin) Lothara Siebera. Szkolimy w zakresie: yoshin-ryu jujutsu i sportowego jujutsu, idokan karate/zendo karate tai-te-tao, kobudo i iaido (m.in. katori shinto-ryu), a także aikijutsu (takeda-ryu), judo i ido. Współpracujemy z organizacjami japońskimi, europejskimi i krajowymi (jak PZJJ). Prowadzimy szkolenia w grupach stałych, letnie obozy sportowe, krajowe i międzynarodowe seminaria szkoleniowe, egzaminy na stopnie i licencje. Organizujemy pokazy sztuk walki i turnieje (mistrzostwa Podkarpacia, Puchar Idokan Polska). W ramach SIP prowadzimy sekcje w: Rzeszowie, 2 w Strzyżowie, w Wiśniowej, Tarnowie i Brzesku. Ponadto w swoich szeregach mamy 30 członków indywidualnych, którzy albo ćwiczą sporty walki, albo zajmują się kwestiami naukowymi, a także członków wspierających i honorowych. Prowadzimy także działalność naukowo-badawczą i wydawniczą. We współpracy z PTNKF w Rzeszowie wydajemy od 2000 r. interdyscyplinarny Rocznik Naukowy „Ido - Ruch dla Kultury / Movement for Culture" (obecnie pod nazwą „Ido Movement for Culture. Journal of Martial Arts Anthropology"), poświęcony głównie humanistycznej teorii dalekowschodnich sztuk i sportów walki. Formalna siedziba jest w Rzeszowie, ale ja tak naprawdę działam w Strzyżowie. Aby dowiedzieć się więcej o naszym stowarzyszeniu, zapraszam na stronę: www.idokan.pl.
Redakcja: Gdzie Idokan Polska ma swoją siedzibę w Strzyżowie?
Wojciech Cynarski - Formalnie nie ma. Jako adres do korespondencji podaję moją pracownię naukową, mieszczącą się w domu moich rodziców pod adresem Zawale 27, 38-100 Strzyżów. Natomiast treningi ja prowadzę w Miejskim Zespole Szkół w Strzyżowie, a mój długoletni uczeń Paweł Szlachta - przy dworcu kolejowym, nad Partnerem.
Redakcja: Kto uczęszcza na te zajęcia, przede wszystkim dzieci (chłopcy i dziewczynki) czy dorośli również? I w jakim wieku?
Wojciech Cynarski - Sekcję z małymi dziećmi (od 6 roku życia) prowadzą: Paweł Szlachta (3 dan) i Przemek Strzępek (1 dan). Ja zaś trenuję ze starszymi, tak od 12 roku życia. Najbliższy nabór będę organizował po powrocie z Japonii. Myślę, że gdzieś na początku października. Adresy kontaktowe będziemy podawać na stronie naszego stowarzyszenia.
Redakcja: Jakie są największe sukcesy SIP?
Wojciech Cynarski - W działalności sportowej SIP w pierwszych latach najlepiej radzili sobie moi uczniowie z Rzeszowa. Małgorzata Morawska i Piotr Zdeb, pomimo posiadania względnie niskich stopni technicznych (6 kyu), doszli do krajowej czołówki w rywalizacji seniorów w jujutsu sportowym. Wraz ze mną złoto MP zdobył w konkurencji form technicznych Krzysztof Zaguła (4 kyu), także z sekcji rzeszowskiej. Mój pierwszy asystent - Robert Wyskiel (3 dan) - został wicemistrzem Polski w kategorii duo-system. Wówczas - oprócz udziału w turniejach centralnych - organizowaliśmy zawody w Rzeszowie, Strzyżowie i Przemyślu. Raz był to międzynarodowy Puchar Polski, a wielokrotnie - Puchar Idokan Polska i mistrzostwa makroregionalne. Później świetnie radził sobie w jujutsu i w judo Wojciech Kłak (3 kyu) z sekcji w Strzyżowie. W ostatnich latach dobrze spisuje się w kategorii seniorów Paweł Szlachta (3 dan), który jest także bardzo aktywny w działalności sportowej jako instruktor i organizator. O ile np. w ub. roku najlepszym naszym juniorem, który zdobył punkty w MP, był mój syn Łukasz Cynarski, o tyle w tym roku syn Pawła Szlachty - Dominik - został wicemistrzem Polski juniorów i wygrał w Mistrzostwach Śląska. Z powodzeniem stratują też dzieci, które ćwiczą pod kierunkiem Pawła Szlachty i Przemysława Strzępka.
Redakcja: Kończąc naszą rozmowę, zapytam jeszcze czego możemy Panu życzyć?
Wojciech Cynarski - Zdrowia i żeby przez kolejne lata nie zabrakło mi chęci do prowadzenia działalności sportowej i naukowej.
Redakcja: W imieniu naszego serwisu serdecznie dziękuję za rozmowę i tego Panu życzę.
Rozmawiała Agnieszka Zielińska